Nigdy bym się tego nie spodziewał:
CoSTa krytykujący scenę... Ale jednak! Słowa krytyki cisnęły
mi się już od dłuższego czasu na usta i tak jakoś wyszło,
że wreszcie doczekały się swojego arta. Albowiem, powiadam
Wam, zeźliłem się okrutnie. Wręcz strasznie! A o co się
rozchodzi - o tym poniżej.
Przeglądając sobie Actionowe cedeki ze
stuffem, odpalając kolejne demka, słuchając kolejnych modków
i oglądając kolejne grafy zaczynałem się coraz bardziej
wpieniać. Szał ogarnął mnie jednak dopiero po przejrzeniu
kilku "nowych" magów rodzimej produkcji. Czemu to
wszystko? Bo produkcje scenowe zaczynają powoli stawać się
coraz mniej dopracowane. Kod przestaje być dopieszczony,
grafiki przestają przyciągać oko widocznym wkładem pracy i
poświęconym wysiłkiem, modki nowych ludzi rzadko kiedy błyszczą
czymś nowym w temacie muzyki (starszych zresztą też), zaś
teksty w nowo powstałych magach po prostu wołają o pomstę
do nieba. Nie wiem co się składa na taki stan rzeczy ale z
rachunków wychodzi mi na... lenistwo!
Zacznijmy od kodu. Co prawda ja sam nie
znam się najlepiej na tym rodzaju twórczości scenowej ale
moi kumple z polibudy już tak i na ich zdaniu się w tej
chwili opieram. A zdanie mają prawie zawsze takie samo:
"to niemożliwe, by na PII to wszystko chodziło tak
diabelnie wolno! Ktoś kpi sobie w żywe oczy a tak podstawowa
sprawa jak optymalizacja kodu po prostu nie istnieje!".
To nie moje słowa, tak mówią kolesie, którzy siedzą w tym
od lat i chyba trochę się na tym znają. Co takiego napadło
scenowych koderów, że nie optymalizują już swojego kodu,
nie siedzą nad nim, nie doprowadzają go do doskonałości?
Czy i na scenie pojawił się wszechobecny w komputeryzacji
tryb myślenia: spoko, za pół roku będą takie procki, że
nie jest istotne, że teraz wszystko chodzi w pięknym trybie
slideshow na najszybszych nawet maszynach? O ile nie rozumiem
takiego sposobu myślenia przy tworzeniu gier komputerowych,
to przy tworzeniu senowych dem nie rozumiem go tym bardziej!
Wszak dobry koder scenowy był kiedyś synonimem dobrej
koderskiej roboty, rzeczy odpowiednio zoptymalizowanej,
dopracowanej w szczegółach, wykorzystującej w pełni
potencjał aktualnie istniejącego sprzętu. Podkreślam -
aktualnie istniejącego, a nie mającego powstać w bliżej
nie określonej przyszłości. Jaki jest sens bowiem tworzenia
programu, który po prostu nie chodzi? A jak chodzi to i tak
diabelnie wolno tudzież jest tak niedopracowany, że szkoda
gadać. Nie wiem, czy brzydota tekstur jest spowodowana
ograniczeniami nakładanymi przez system DOS, czy też może są
to ograniczenia sprzętowe, a może jest to wina
nieodpowiedniego standardu VESA czy czego tam. Nie znam się
na tym i nie będę się w tym temacie wypowiadał. Czepiam się
jednak brzydoty tychże tekstur, które nałożone na trójwymiarowe
obiekty tracą na jakości, rażą pikselozą, psują ogólny
efekt odbioru dema. Nie wymagam zaraz używania dopałki bo
nie o to w tym sporcie chodzi. Domagam się jedynie stosowania
czegoś takiego co zowie się bodajże wygładzaniem tekstur i
co zżera ogromne moce przerobowe procesora. Problem tkwi w
tym, że należałoby w takim przypadku posiedzieć nad kodem
i dopracować go w szczegółach a tego niestety już się
niewielu koderom chce robić. Ludzie! Wasze produkcje powinny
mnie oszołomić jakością wykonania! Chcę wiedzieć, że za
tymi wszystkimi bumpami i innymi bajerami obecna jest potężna
głowa, która bez potrzeby stosowania dopalaczy sprzeda mi
taki show, że długo je jeszcze będę pamiętał. Szczytem
dla mnie było obejrzenie jednego z dem umieszczonych ostatnio
na dyskach CDA. Kilkaset punktów, kropek czy innych dotsów,
statyczna bitmapa w podkładzie i tragiczna padaczka na PII!
Ktoś bardzo mocno przegiął z moją wytrzymałością i F8
wykonane zostało natychmiast. Dzięki Ci, o Vasco (hi! :-),
że podesłałeś mi nieco stuffu na małe Atari. Tam podobny
efekt złożony ze zbliżonej ilości dotsów chodził płynnie!
I to na emulatorze! No i wykonane to było o niebo lepiej...
Drodzy koderzy, może więc nadeszła
pora by polubić się nieco z Windozą? Może czas poszperać
w dokumentacji DirectXa i zdać się na obsługę dopałek?
Oglądając kilka dem przeznaczonych na dopalacz doszedłem do
wniosku, że nie ma co się wygłupiać. Może i wymagania większe
niż statystycznego DOSowego dema (chociaż niewiele) lecz
efekt o niebo lepszy. Ale oczywiście prawię teraz herezje i
zbluzgany zaraz zostanę za nieprawomyślność. Patrząc
jednak w przeszłość jasno widzę, że wszelki postęp
dokonał się właśnie dzięki nieprawomyślności kilku osób,
którym niezbyt spodobały się zastane porządki. Ta myśl
mnie trzyma i mam nadzieję, że już niedługo zobaczę
scenową produkcję podobną do, dajmy na to, jednego z
windowsowych benchmarków. Dlaczego o tym mówię? Bo dość
mam już oglądania kiepskich rzeczy! Oglądając wraz z
kumplem kolejne demo doszliśmy do wniosku, że lepsze
produkcje widzieliśmy już kilka ładnych lat temu. Lepsze
tak pod względem ogólnego pomysłu (zwłaszcza) jak i pod
względem grafiki. Boli to niestety okrutnie - widzieć jak mało
robi się postępów w koderskiej robocie. A szkoda!
Podobnie rzecz ma się z muzykami. Jest
faktem, że w naszym kraju muzyków nie brakuje. Jest także
faktem, że możemy poszczycić się całkiem silną i uznaną
ich reprezentacją, wygrywającą party nie tylko krajowe ale
i zagraniczne, okupującą szczyty chartsów światowych.
Niemniej przerażające jest wręcz jak wielu z młodszych
muzyków idzie najmniejszą linią oporu. Tworzą kolejne
klony kolejnego pseudo techniawego łomotu, których ani słuchać
się nie da, ani przy nich poskakać, ani na dysku tym
bardziej pozostawić nie warto. Szkoda miejsca na coś, co słyszało
się już tak wielką ilość razy, że z góry wie się już
jak utwór się rozwinie, jak się zakończy i jak szybko
zniknie ze scenowych archiwów. I nie chodzi tu o sprawę
gustu, gdyż w mojej płytotece znajdziecie wszystkie rodzaje
muzyki: od poważnej do techno, od rocka symfonicznego i
eksperymentalnego po minimal i trance. Lubię muzykę a już
szczególnie tę dobrą. Ale pseudomuzyki w wykonaniu bardzo
wielu naszych nowych nabytków scenowych po prostu nie znoszę!
Nie znoszę utworów nieprzemyślanych, komponowanych na
chybcika, stworzonych na zasadzie "w jednym kanale beat,
w drugim talerze, w trzecim mocny beat, w czwartym technobzyki...
itd.". Po prostu jest to nudne i z muzyką ma niewiele
wspólnego. Dlatego siejcie, siejcie drodzy muzycy swoją
muzykę zanim zdecydujecie się ukazać ją szerszemu światu.
I nie chodzi tylko o przysyłanie swoich produkcji do CDA,
chodzi o scenę w ogóle. Miejcie litość dla nas - słuchaczy
i dla siebie samych. Szlifujcie swoje umiejętności i bądźcie
pewni, że to co stworzyliście jest niezłe. Wtedy wysłucham
takiego utworu z radością. Bo wiem, że stoi za nim ciężka
praca, samodoskonalenie, mnóstwo prób i błędów, ale z
drugiej strony wiem, że oto człowiek wypracował swój własny
warsztat, ma swój styl, jednym słowem: jest muzykiem!
Nie inaczej ma się sprawa z text
writerami. Chociaż nie, to poletko pozostało zupełnie nie
zaorane i zarasta sobie dziko radośnie. Z jednej strony -
niby wolność i w ogóle fajnie, z drugiej strony - idiotyzm
tekstów, beznadziejny warsztat, ortografia poniżej krytyki,
brak jakiejkolwiek interpunkcji... Można by długo wymieniać.
Skupmy się na rzeczach najważniejszych. Po pierwsze: drogi
text writerze, piszesz po POLSKU i raczej dla Polaków. Znaczy
to mniej więcej tyle co: używaj języka polskiego! Język
polski trudnym językiem jest i raczej każdy to wie. Ma
powaloną gramatykę, pokręconą ortografię, udziwnioną
interpunkcję, niezbyt klarowną poetykę. Ale właśnie takie
a nie inne ma cechy i trzeba je uszanować. Ludzie, czytam
magi, w których nie pisze się po polsku! Ortografia?
Zapomnij kolego! Jakieś wyjątki, jakieś "ą" i
"ę", jakieś "ó" i "u"?
Zapomnij! Jakieś zasady w stylu: po "p" zawsze
piszemy "rz" z nielicznymi wyjątkami w stylu
"pszczoła"... takie zasady już nie istnieją!
Zostały zapomniane przez radosnych następców słynnego
Miodka. Gramatyka zdania, jakiś szyk wyrazów, podmioty domyślne?
Jezu, czego Was, drodzy text writerzy, w tych szkołach uczą?
Zdaje się, że jest to materiał szkoły podstawowej (chociaż
po ostatniej zadymie zwanej "reformą" niczego już
nie można być pewnym) i bardzo wielu writerom zaleciłbym
tegoż materiału powtórkę! Przecież piszecie dla ludzi,
ludzie będą to czytać, ludzie także będą kontemplować
brak podstawowej wiedzy z zakresu gramatyki, ortografii i
interpunkcji języka polskiego. Ze znaków przestankowych
standardowy writer zna zazwyczaj tylko kropkę. Innych nie używa
bo po co. Ilość słów jakimi posługuje się standardowy
writer oscyluje wokół ośmiuset, no góra tysiąca. Z czego
z dwieście to wyrazy ogólnie uznane za obelżywe. A gdzie tu
miejsce na całe bogactwo języka polskiego? Na ogromną ilość
słów, ich synonimów, antonimów, wyrazów bliskoznacznych?
No ale to już wymaga czytania, jakiegoś obeznania z nieco
ambitniejszą literaturą niż cudownie kolorowe graffiti. Bo
tak chyba powinien wyglądać warsztat pracy text writera -
bogata lektura zróżnicowana tematycznie (tak, gazety TEŻ
należy czytać! I to nie tylko te komputerowe!),
"skromny" wydatek na kilka słowników (wyrazów
bliskoznacznych też!), koniecznie słownik języka
angielskiego (skoro utarło się, że większość typowo
scenowych zwrotów zapożyczona została z języka
angielskiego to wypada chociażby wiedzieć co one oznaczają)...
Nie miejcie złudzeń, fach text writera trudny jest i basta!
A także "skromnie" kosztowny. Jedyna rada jaka
przychodzi mi do głowy dla przyszłych witerów jest jedna i
prosta: pomyśl zanim napiszesz i przeczytaj po napisaniu. Często
bowiem okazuje się, że nasze głębokie mądrości wieją
nudą, epatują frazesami lub są po prostu głupie. Pisanie
też jest sztuką i także (a może przede wszystkim) jest to
sztuka trudna.
Jeżeli chodzi o grafików to tu bywa różnie.
Zdarzają się prace tak wysublimowane, wysmakowane
artystycznie i stojące na tak wysokim poziomie technicznym,
że dosłownie aż dech zapiera ich oglądanie. Na jednym z
ostatnich dysków CDA znalazły się prace niejakiego Maggema.
Ludzie! Prostota a zarazem siła oddziaływania, jednolitość
kolorystyczna łamana jakąś znaczącą, barwną wstawką, która
w ten sposób ulega uwypukleniu, jakaś myśl zawarta w każdej
prawie pracy... Nie wiem, czy ten człowiek uczy się w szkółce
o nastawieniu proplastycznym, może ma całkiem inne
zainteresowania. To nieistotne. Ważne jest, że pokazał mi
kawałek naprawdę dobrej grafy - posiadającej tak wartość
artystyczną jak i emocjonalną (co chyba powinno iść w
parze) a przy okazji całkiem niezłą technicznie. Oby takich
rodzynków więcej! Oby coraz rzadziej zdarzało się
schematyczne powielanie jednakowych wzorów z użyciem
jednakowych pluginów PhotShopa czy innego takiego. Oby coraz
więcej grafików dostrzegało w sobie także artystę. Bo,
niestety, wpadacie panowie (i panie) graficy w straszliwie męczące
schematy. Jeżeli obrazek ma być 3D - to MUSI wręcz być
jakiś pokój z biurkiem w dodatku Bardzo Porządnym. Szkoda,
bo widzę jak ludzie rozmieniają się na drobne. A po co?
To tyle żałości scenowych. Komu się
to nie podoba ten zawsze może zbluzgać. Tylko błagam: po
polsku, to znaczy z zachowaniem jakichś reguł obowiązujących
w naszym języku. Zwłaszcza zaś reguł ortograficznych.
rzecz ukazała się w miesięczniku CD
Action. |
Scena
komputerowa, co to jest?
Czy
to czary?
Demony
wojny
Kim
zostanę gdy dorosnę?
W
sprawie magów...
Scenowa
masoneria
Międzyludzki
wymiar sceny
Jak
to się robi na południu...
Scene
Corner w CDA - po co?
Sodoma
i Gomora czyli powstania produkcji opisanie...
O
wyższości sceny nad świętami Bożego Narodzenia
Nawrócony
na Atari
Z
deka krytyki...
Wywiad
z Vasco/Tristesse
Sprawozdanie
z wywiadu z zespołem Aural Planet
|