Mimo iż scenowcy to w większości
już stare chłopy (niestety - zbyt rzadko dziewuchy!), to
i tak znakomitej większości z nich dotyczy ten problem:
teraz scena, a co później? Nie oszukujmy się, kiedyś
skończy się ten szaleńczy zapał, ta radocha scenowania,
swapp i kod na potęgę, tworzenie mniej lub bardziej
udanych modów i inna typowa działalność scenowa. Jakie
więc są widoki na przyszłość przeciętnego scenowca?
Ano zobaczmy.
Na początek jednak przydałoby się
małe sprecyzowanie: czy chcemy nadal robić w fachu z
kompami związanym czy też może jedziemy w zupełnie inną
stronę? Bo jeśli mamy robić z kompami to jesteśmy tak
jakby uratowani. Cały problem sprowadzał się będzie do
znalezienia sobie na tyle mało zajmującego zajęcia, by
pozostawało nieco czasu na miły i sympatyczny kontakt z
komputerem. No tak, ale jak ten kontakt będzie wyglądał?
Zapewne tak: jeżeli delikwent był kiedyś muzykiem, to
zapewne będzie odpalał sobie w przerwach w robocie jakąś
przyszłą odmianę ModPluga czy czegoś w tym stylu i słuchając
najnowszych dokonań jakiegoś przyszłego Scorpika, wsuwał
będzie drugie śniadanie złożone z kanapki ze śledziem
i lurowatej kawy rozpuszczalnej. Jeżeli był grafikiem,
to zapewne będzie siedział w jakimś studiu reklamy i będzie
zamieniał swój talent na złotówki. Talent, którego
nijak nie będzie mógł zrozumieć jego szef, bo na trójwymiarowego
krasnoluda z doskonale odbijającą otoczenie siekierą
raczej w reklamie miejsca nie ma. Zdecydowanie najlepiej będzie
miał były koder, bo tak naprawdę to niewiele się
zmieni w jego życiu. Zacznie pracować jako Programista
przy jakimś Bardzo Ważnym Projekcie w jakiejś Bardzo Ważnej
Firmie robiąc Bardzo Ważne Rozwiązania Bankowe. Jednakże
pomiędzy zakodowaniem wzoru przeliczającego złotówki
na dolary i odwrotnie, biorącego pod uwagę kurs rupii
indyjskiej i fazę księżyca, walnie sobie jakiegoś
scrolla chodzącego na 3DFX w pasku tytułowym okna. I to
bynajmniej nie w Javie! Losu textwritera nawet nie ma co
porównywać do losu kodera. Ten zahaczy się zapewne w
jakieś miejscowej gazetce pisząc arty o uciekających
kotkach i rozkładających się śmieciach pod drzwiami
nijakiej Haliny B.
Tak to mniej więcej będzie wyglądało.
Zupełnie inaczej będzie to wyglądało, gdy zdecydujemy
się rzucić kompy i nie mieć z nimi nic więcej wspólnego.
Powody mogą być rozliczne: od zdecydowanej postawy
naszej partnerki życiowej (wyrazy ubolewania) po rozstrój
nerwów kolejnym przeinstalowaniem Windozy (wyrazy głębokiego
ubolewania i daleko posuniętego zrozumienia). No ale co
wtedy? Wtedy taki na przykład grafik będzie godzinami
wpatrywał się w telewizor oglądając coraz to dłuższe
bloki reklam, będzie żłopał piwsko litrami, tył i wściekał
się, że tak można spartaczyć robotę, bo on by pewnie
to lepiej zrobił. Niestety, zgorzkniały grafik będzie
już mógł tylko zgrzytać zębami i błagać partnerkę
życiową o ustępstwa tudzież Małomiękkiego o powrót
do korzeni czyli do DOSu. Nie inaczej sprawa się będzie
miała z panem koderem. Pan koder będzie mógł tylko
wspominać godziny swojej chwały sprzed lat kilku, kiedy
to zajęty będzie wywozem kolejnej taczki gruzu z budowy
Niskonakładowych Domków Komunalnych, które to domki (ze
względu na niskie nakłady) rozpadną się w gruz właśnie.
Proza życia dopadnie Pana kodera i pozostanie mu już
tylko rzucanie fraktali w okolice chodnika w trakcie
powrotów do domu po kolejnym dniu odwalania tego co się
zawaliło. A jak sobie poradzi swapper? O, ten na pewno
trafi za okienko w okolicznym urzędzie pocztowym. Nie ma
chyba na świecie drugiego tak spokrewnionego z pocztą
fachu jak swapper właśnie. Taki człowiek żyje wszak
pocztą (zwykłą jak i elektroniczną) i wybór okienka będzie
dla niego wręcz oczywisty! I będzie robił swapper to,
co robić umie najlepiej - sorting listów, odpisywanie na
liczne lettery zamieszczone w Książce Wniosków i Zażaleń,
wyciąganie z listów stuffu, wrzucanie do listów innego
stuffu :), no i last but not least - dystrybucja listów
owych i paczek. Ale czy zawartość ich będzie swapperowi
odpowiadała? Czy to o takie listy w tym biznesie chodzi?
Najgorzej będzie miał jednak textwritter - ten zahaczy
się zapewne w jakiejś miejscowej gazetce pisząc arty o
uciekających kotkach i rozkładających się śmieciach
pod drzwiami nijakiej Haliny B. Czyli żadnej alternatywy
taki gość nie ma: przy kompie czy też nie - wszędzie
te zawszone kotki i śmierdzące śmieci...
Jak więc widać drogę swojego
rozwoju trzeba zaplanować już dziś i już dzisiaj
martwić się tym, że najprawdopodobniej i tak nic z tego
nie wyjdzie. Czy naprawdę nie ma innej drogi? Czy
beznadzieja dorosłości dotknie każdego? Czy na
wszystkie te szykany jesteśmy już z góry skazani?
Oczywiście nie!!! Jest jeszcze fach,
dzięki któremu będziecie robili to wszystko co robicie
dziś i o wiele więcej! Możecie przecież zostać
RADIESTETAMI!!! Dla niewtajemniczonych: radiesteta to gość,
który dzierżąc w łapach różdżkę czy coś innego,
wskaże miejsce w mieszkaniu gdzie na pewno nie ma
wody/kurzu/złego promieniowania/karaluchów (niepotrzebne
skreślić) i gdzie warto postawić swoje łóżko by się
wreszcie wyspać. A że miejsce to wypada akurat na skrzyżowaniu
ścian nośnych ze ścianą działową i zaraz przy
kaloryferze... Nic by jednak nie było w tej propozycji
godnego dla nas uwagi gdyby nie to, że właśnie
wkroczyliśmy w wiek dwudziesty pierwszy i metody działania
radiestetów należałoby dopasować do wymagań nowej
epoki. I tu jest właśnie furtka dla przedsiębiorczych
scenowców! Grupa scenowa zmienia nazwę na coś w stylu
"House Keeper Spiryt", rejestruje działalność
gospodarczą, inwestuje w ładne wdzianka, naprzystankowe
ogłoszenia, świetlówki, cyfrowy aparat fotograficzny i
Encyklopedię Wyrażeń Ezoterycznych (trzeba wszak
wiedzieć co to takiego karma czy inny czakram), po czym
zaczyna działać. Scenariusz wizyty w domu klienta wyglądałby
następująco: wrzucamy sprzęt (jakieś high-end pentium
z bajerami), wyciągamy świetlówki, skaner i cały ten
szajs, wszystko to obrysowujemy jakimś pentagramem,
odpalamy i robimy swoje. Grafik bierze świetlówki i
zaczyna jeździć nimi po ścianach (tak jakby czegoś
szukał). Przy okazji wykonuje kilka zdjęć aparatem, które
to zdjęcia przesyłane są do kompa. Tam czas na mały
retusz, wrzucenie kilku warstw z jakimiś Strasznie i
Potwornie wyglądającymi bitmapami i przekazanie reszty w
łapy kodera. Muzyk w międzyczasie może walnąć jakiegoś
moda w klimatach pasujących do wystroju wnętrza (chrom i
nowoczesność - jakieś techno, czernie i suszone kwiaty
- jakaś nawiedzona ambientowa schiza, itd.). Po skończeniu
przekazuje stuff koderowi i udaje mądrego. W tym czasie
textwritter rozprowadza wśród domowników przygotowanego
wcześniej przez siebie maga o ezoteryzmie, znakach z
niebios, alienach i innych bzdurach równocześnie
zabawiając ich rozmową na oczywiste tematy, okraszoną
nieprawdopodobnie wielką ilością nieskończenie złożonych
słów o nieprawdopodobnie wielkiej ilości znaczeń.
Koder w tym czasie zbiera dane od muzyka i grafika po czym
łączy to wszystko w jedną i zgrabną całość.
Wychodzi z tego demo jak się patrzy - po nałożeniu
wszystkich tekstur, dodaniu wszelakich zoomerów,
wspomnianych wcześniej fraktali, nałożeniu Strasznie i
Potwornie wyglądających bitmap, walnięciu trójwymiarowego
modelu mieszkania i tym podobnych. Domownikom pokazuje się
na ekranie jak tak naprawdę wygląda ich mieszkanie i
jakie zmiany należy w nim wprowadzić (czyli którą ścianę
zwalić, który kaloryfer wyrzucić i na którym suficie
zawiesić łóżko), kasuje się kasę, odstawia sprzęt
do chałupy i idzie na piwo!!! Swapper już zadba o
zapewnienie kolejnych kontaktów i prowadzenie całego
interesu...
Czyż ta wizja nie jest piękna? A to
dopiero początek możliwości! Nie będę odwalał tu
brudnej roboty i wymyślał co można by zrobić - nad tym
pomyślcie sami. Przesłanie całego tego pisania brzmi:
Scenowcu, jeżeli nie weźmiesz swojego losu w swoje łapy
to skończysz jak w pierwszych akapitach opisano. Jeżeli
zaś wysilisz mózgownicę to nikt nie będzie ci d*** truł,
że niby nic nie robisz i tylko ci głupoty w głowie.
Poza tym twoja grupa nie musi iść w rozsypkę, bug
milenijny działa tylko i wyłącznie na twoje konto (ileż
to mistycznych głupot ludzie się ostatnio nasłuchali),
dalej możesz swobodnie jeździć na party mówiąc, że
udajesz się na Ogólnogalaktyczny Zjazd Radiestetów...
Plusów jest tyle, że nie starczyłoby całej strony na
ich wymienienie! Ale i tak jednym z najważniejszych jest:
nie bój się dorastać, nikt przecież nie zakazuje ci być
dzieckiem! Tym bardziej, że wokoło tylu jest idiotów i
agresywnych palantów.
PS. Tekst ten dedykuję wszystkim
nawiedzonym, którzy wbrew nawiedzeniu łeb mają tak
bardzo na karku, że bardziej już nie można. Ostatnie
zdanie dedykuję karkom, dresom, zadymiarzom i innym
takim.
PS #2. Wszystkiego naj i scenujcie do
końca świata i o jeden dzień dłużej!
rzecz ukazała się w miesięczniku CD Action.
|
Scena
komputerowa, co to jest?
Czy
to czary?
Demony
wojny
Kim
zostanę gdy dorosnę?
W
sprawie magów...
Scenowa
masoneria
Międzyludzki
wymiar sceny
Jak
to się robi na południu...
Scene
Corner w CDA - po co?
Sodoma
i Gomora czyli powstania produkcji opisanie...
O
wyższości sceny nad świętami Bożego Narodzenia
Nawrócony
na Atari
Z
deka krytyki...
Wywiad
z Vasco/Tristesse
Sprawozdanie
z wywiadu z zespołem Aural Planet
|