|
ARTYKUŁY |
Björk - islandzki gejzer dźwięku - część
I
|
Björk
Guđmundsdóttir jest niewątpliwie jedną z najciekawszych postaci
dzisiejszej muzyki. Ci, którzy zetknęli się z jej muzyką najczęściej
popadają w skrajności - albo uważają jej twórczość za prawie
genialną, albo odrzuca ich jej głos czy eksperymenty z muzyką. Ta wyglądająca
wiecznie jak dziecko wokalistka ma jednak już swoje lata. Urodziła się
21 listopada 1965 roku w Reykiawiku. Jej matka - Hildur Hauksdóttir i
ojciec Gudmundur Gunnarsson - od dziecka wpajali jej miłość do
muzyki, a szczególnie ojczym, który był członkiem zespołu rockowego.
W wieku 6 lat zaczęła chodzić do szkoły muzycznej, gdzie pobierała
lekcje fortepianu i fletu. Pierwszy swój album (po prostu "Björk")
nagrała mając zaledwie 11
lat. Były to prawie wyłącznie covery znanych islandzkich i nie tylko
islandzkich grup oraz jedna jej własna kompozycja. Przez wiele lat była
członkinią różnych grup: Spit and Snot (1979),
Exodus (1979-1980),
Tappi Tikarrass (1981-1983), K.U.K.L (1984-1986) i
The Sugarcubes
(1986-1992). W roku rozpadu The Sugarcubes, Björk
nagrała płytę "Debut", przez którą stała się sławna na
całym świecie. Po pełniejszą biografię sięgnijcie na stronę: http://www.bjork.digimer.pl
"Debut"
to jej pierwsza całkowicie własna płyta. Właśnie dzięki tej płycie Björk
stała się znana na całym świecie. Pierwszym utworem, który ukazał się w
telewizji ze znakomitym, mrocznym teledyskiem był "Human Behaviour".
Później poszło już z górki i co jakiś czas artystka szokowała dziwnymi
teledyskami z równie dziwnymi piosenkami. Drugi album "Post" został
nagrany ze współudziałem Tricky'ego. Björk
ewoluowała muzycznie - do elektronicznych kompozycji dodała też utwory grane
z orkiestrą symfoniczną. Następnym albumem był "Telegram" - były
to jednak tylko remixy utworów z poprzedniej płyty. Dopiero w 1997 roku nagrała
"Homogenic" - album jeszcze dziwniejszy, ale i dojrzalszy. Dwa lata później
zagrała główną rolę w filmie Larsa von Triera
"Dancer in the Dark",
do którego też napisała całą ścieżkę dźwiękową. W 2000 roku film ten
dostał cztery nagrody na festiwalu w Cannes. W tym Björk
za główną rolę i muzykę. Ścieżka dźwiękowa została wydana jako album -
"Selmasongs". Aż 4 lata musieliśmy czekać na kolejny, po "Homogenic",
solowy album - "Vespertine". Premiera odbyła się 27 sierpnia 2001, a
jest już pierwszy singiel i teledysk do utworu "Hidden Place".
Sądząc po pierwszych recenzjach,
płyta jest warta polecenia i z pewnością postaram się ją zdobyć.
Artystka ma też bardzo ciekawą
stronę internetową - www.bjork.com. Design
tak samo dziwny jak utwory Björk. Co więcej, ze strony można, oprócz tekstów
piosenek, zdjęć i masy innych rzeczy, ściągnąć kilka utworów. Między
innymi utwór wydany specjalnie w internecie - "Verandi" oraz
kilka nieoficjalnych remixów utworów z nowej płyty. Polecam odwiedzić!
Podsumowując, islandzka
artystka jest jedną z najoryginalniejszych artystek w historii muzyki. Jeśli
jeszcze z jakichś bliżej nieokreślonych przyczyn nie słyszeliście którejkolwiek
z płyt, zdobądźcie ją natychmiast.
Kamil 'EChO' Błażejczak
|
Alien Ant Farm - Anthology
|
Ostatnio zacząłem włączać telewizor.
Znaczy się - ustawiać na stacje muzyczne. W większości leci muza
zdecydowanie mi nie pasująca, lecz wyszło mi, że warto od czasu do czasu to i
owo przecierpieć, by, dzięki temu, trafić na coś fajnego. Takiego jak Alien
Ant Farm. Większość zapewne kojarzy ich z covera "smooth criminal".
Utwór prosty, agresywny, jak wiele innych - zwraca uwagę jednak zupełny luz,
kalifornijskie podejście do sprawy i brak zadęcia, czerwonych czapeczek itp.
Anthology, pierwszy album w dorobku AAF, jest imo baaaardzo dobrym debiutem,
bodaj jednym z fajniejszych jakie słyszałem. Przede wszystkim - słychać piękne,
rasowe, chwytliwe i energiczne linie wokalne, słychać fajne melodie i
niezgorszy poziom instrumentalny. Poza tym - słychać różnorodność muzyczną,
widać, że panowie z AAF niejednego słuchali - potrafią przykopać jak trzeba
(singlowy smooth criminal właśnie), potrafią zabujać (imo cholernie dobry
attitude)... niewiele jest albumów na których trashowe partie gitar spotykają
się z melodyjnym basem i wokalem kojarzącym (mi) się z the cure - połączenie
dosyć karkołomne, nie zawsze do końca udane, lecz na pewno - warte wysłuchania
i obiecujące. Jeśli miałbym porównać, to postawiłbym AAF gdzieś pomiędzy
the Cure, lżejszymi kawałkami Red Hot Chilli Peppers, Spin Doctors lub też
rockowymi kawałkami Texasu. Lekki, niegłupi rock, lub też pop z pazurem, jak
kto woli. Poza tym - niewiele tutaj z Rage Against The Machine, który
uwielbiam, lecz ciągłe naśladownictwa zdecydowanie wyczerpały już to co było
w ich muzyce fajnego:) Go W każdym bądź razie - fajna, miła muza której można
słuchać bez specjalnego zaangażowania. Polecam wszystkim lubiącym ładne
utwory i czekam na następny album. Przyjemnie się przy tym odpoczywa, po dniu
ciężkiej pracy.
.zero
|
|