|
ARTYKUŁY |
De Phazz - Death By
Chocolate
|
Trafiłem na tą płytkę przez
przypadek - mój szef przytargał cd-r z napisem "de phazz" i tak mu
się paszcza cieszyła, że zacząłem się obawiać o swoje zatrudnienie:) Puścił,
tego samego dnia - akurat miałem ze sobą swój dysk - zgrałem sobie owo cudeńko
na twardziela. Parę dni mi zajęło, zanim dotarłem, co to właściwie jest.
Allmusic zawiódł, tak samo parę innych. Gdy juz album stał się moją lepszą
częścią, wpadłem na pomysł, żeby poszperać w sklepach internetowych. Po
raz kolejny nieoceniony vivid przyszedł z pomocą - album tam jest, tytuły od
razu skojarzyłem, mogę pisać.
Nie tak dawno zachwycałem się
"things to make and do" Moloko. Ten album jest odrobinkę podobny -
jest rewelacyjnie, pięknie i czyściutko wyprodukowany i ma kochane aranżacje,
świetne brzmienie. Poza tym jest to jednak odmienny materiał - pomimo całej
swojej współczesności, swoimi korzeniami tkwi w jazzie. Klasycznym, pięknym,
swingującym jazzie Milesa Davisa (polecam czwarty kawałek...) z czasów w których
Louis Armstrong był młody. Trąbki (pojawiające się w większości utworów)
są bardzo melodyjne, chwilami zadziorne i - zawsze - przepiękne, pogodne.
Sekcja rytmiczna jest równie sympatyczna - brzmi fajowo, buja przecudnie i
powoduje, że uśmiecham się w chwili obecnej do monitora (drugi kawałek, hihi).
Tym co sprawia, że album tej jest _jeszcze_ ciekawszy, są wokaliści. Jest ich
kilku, poza tym są na płycie utwory czysto instrumentalne, lecz to utwory
takie jak "something special" "sabbatical", "trashbox"
"online" czy "maybe san jose" najbardziej zapadły mi w pamięć,
choć równie dobrze mógłbym wymienić tutaj wszystkie pozostałe. Po prostu
pięknie zagrane, bezpretensjonalne piosenki. Kolejną sprawą jest wspomniana
współczesność i produkcja "death by chocolate". Obok żywych muzyków
tu i uwdzie misternie i ze znawstwem powplatywane są przeróżniaste, chwilami
zaskakujące sampelki, w tle pobrzmiewają ambientowe przestrzenie, wokale tu i
uwdzie poddawane są drobnym eksperymentom, modyfikacjom.
Wszystko to, o czym napisałem
daje w wyniku album nietuzinkowy, niegłupi - klasyczne, wydawało by się
oklepane patenty, zagrane są z werwą, jajem, natomiast produkcja, różnorodność,
tematyka tekstów i zabawy z dzwiękiem nadają całości bardzo nowoczesne
brzmienie. Drugim skojarzeniem jest "sweet charity" mr. Bungle, choć
to dużo łatwiejszy, bardziej oczywisty i normalny materiał. Reagge, jazz,
funk, swing. Lubisz? Kup death by chocolate. Najzajebiściejsza wakacyjna muza,
jaką moge sobie wyobrazić.
.zero
|
W obronie muzyki techno?
|
Ostatnio bardzo często spotykałam się ze stwierdzeniem, że ktoś nie lubi techno bo jest prymitywne. OK - nie wszyscy muszą przepadać za tą muzyką, ale dlaczego od razu twierdzić, że jest prymitywna? Cóż... zacznijmy od początku...
Niestety nie każdy wie czym tak naprawdę jest muzyka techno. Znakomita większość ocenia ją na podstawie zasłyszanych w radiu, komercyjnych, czasem totalnie beznadziejnych dance'owych kawałków, przed którymi jakiś lokalny "DJ" zakrzyczy "oto najnowszy kawałek tak popularnej ostatnio muzyki techno...". Czegoś takiego znieść nie mogę. Tak, wiem, że media kreują taki właśnie wizerunek technicznej muzyki: "łup, łup i bas". A jak to wygląda naprawdę? Techno ma ogromną ilość odmian, które czasem zupełnie się od siebie różnią (bo gdzie tu ambient podobny do minimala...). Nie chcę w tej wypowiedzi pouczać czym charakteryzują się poszczególne odmiany techno, bo znajdziecie to na pewno na innych stronach (do których zaraz zalinkuje) poza tym może kiedyś sama wpadnę na opisanie tego problemu...
Artykuł ten jest jedynie skromnym wytłumaczeniem tego na czym polega odbieranie i ocenianie techno. No więc, ktoś kto nie zna wszystkich rodzajów techno jakie ono posiada może stwierdzić, że np. trance jest prymitywny, ale nie, że całe techno! Chciałabym widzieć minę kolegi, który stwierdza, że nie znosi techno, a później przyleci do mnie z płytką Suns of Arqa i powie "jaka fajna muzyka hinduska..." a ja mu
odpowiem, że to jeden z rodzajów techno... dub.
Mało osób wie, że początku techno nie sięgają bogatych klubów muzycznych, napakowanych po brzegi elektroniką, a wręcz przeciwnie. Pierwsi fani techno bawili się w starych, przydomowych, albo przyfabrycznych garażach (house, garage). Mało osób wie, że z techno może wiązać się też pewna kultura... i to bardzo bogata kultura. Ktoś kiedyś stwierdził, że nie ma szacunku dla muzyki, która można stworzyć w zaciszu domowym. Ja bym raczej spytała czy to nie jest piękne, że miłośnik muzyki może ją tworzyć sam. A Mozart? Też jest prymitywny, bo tworzył w zaciszu domowym? Swoją drogą mało osób wie jak dużo wysiłku trzeba włożyć w koncepcję, melodię, skonstruowanie i wreszcie złożenie jakiegoś technicznego tracka. Czy to, że 15- letnia osoba potrafi stworzyć dobry techniczny kawałek oznacza, że techno jest prymitywne? A nie wpadł nikt na pomysł, że to może ten piętnastolatek jest zdolny?
A w czym tkwi prymitywność muzyki techno? Niestety... jak już mówiłam, jeśli ktoś swoje stwierdzenia popiera muzyką Gigi D'Agostino (z całym szacunkiem dla wykonawcy, ale to nie jest ambitne techno), czy faktycznie wynędzniałymi kawałkami jakiegoś kompletnie nie mającego pojęcia człowieka, nie dziwie mu się. Ja jednak nie sądzę, żeby np. dub czy ambient można było uznać za muzykę prymitywną. Niektóre techniczne utwory są naprawdę tak złożoną, dobrą, barwną i ciekawą ścianą dźwięku, że niejeden metalowiec mógłby się schować.
Reasumując, mały apel. Nie wypowiadajcie się na temat czegoś, czego tak naprawdę nie znacie.
npc
npc@plusnet.pl
|
Wpływ muzyki techno na człowieka.
|
Nie muszę chyba mówić, że każda z subkultur, a raczej ludzi słuchających określonego rodzaju muzyki ma swój własny, inny niż wszyscy, sposób zachowania. Nie twierdzę oczywiście, że fakt, że słucham techno, zalicza mnie od razu automatycznie do pojęcia, że zachowuję się tak i tak, aczkolwiek muzyka wywołuje w człowieku emocje i temu się nie da zapobiec.
Tak więc progresywny i agresywny rock czy metal wywołuje u człowieka słuchającego tej muzyki nagły przypływ energii, co może spowodować jej nadmiar i co za tym idzie - gdzieś ją trzeba wyładować. Teraz to już od nas zależy czy poddamy się temu czy nie. Jeśli ktoś wpadnie w trans, amok faktycznie może narobić szkód. Ale nie musi.
Wróćmy jednak do techno. Obserwowałam przez jakiś czas zjawisko, w którym się znajduję czyli ludzi będących związanymi z tą muzyką. Zauważyłam więc, że są to ludzie o nader pozytywnym nastawieniu do świata, ale nie sądzę, żeby to wynikało ze słuchania muzyki. To raczej muzyka wynika z zachowania. Bo nie sądzę, żeby człowiek pesymistycznie nastawiony do świata, zdołowany, dobity i Bóg wie co jeszcze stworzył jakiś dobry utwór goa-trance'owy. Tak samo - nie sądzę, żeby ktoś taki słuchał owej muzyki. Ktoś więc może stwierdzić, że techno przeznaczone jest tylko dla tych, którym wiedzie się dobrze. Nie - techno przeznaczone jest dla wszystkich, ale nie wszystkim przypadnie do gustu. Zdegustowany podąży w kierunku trip-hop'u...
Druga sprawa, co się dzieje, że taki "techniczny" sprawia wrażenie ciągle naładowanego dobą energią? Otóż znowu na tapetkę wychodzi muzyka. Techno ma w sobie tak wiele odmian, że pasuje właściwie do każdego nastroju i za każdym razem ten nastrój podkręca w tą dobrą stronę. Są to oczywiście moje osobiste przmyślenia, mogą zdarzyć się wyjątki.
Subkultura techniczna kojarzy się z podążaniem biegiem techniki, najnowszych cywilizacyjnych osiągnięć, co łączy takich ludzi zarówno z elektroniką, komputerami jak i chociażby nowym osiągnieciem na rynku spożywczym - napojami energetycznymi. Można nimi zastąpić narkotyki, których (moim zdaniem niepotrzebnie, ponieważ muzyka może używkę spokojnie zastąpić - w tym celu...) działanie ma podkręcić emocje związane z odsłuchem muzyki czy pomagają utrzymać się godzinami na parkiecie. Dzięki techno możemy czuć tzw. Odlot czyli przeniesienie w inny wymiar, oderwanie się od rzeczywistości. To samo można później zrobić nie słysząc muzyki i nic w tym złego, moim zdaniem czasem przydaje się takie oderwanie od tego co na ziemi. Techno otwiera kolejną bramę w mózgu, dzięki której możemy widzieć i słyszeć więcej. Od tego przecież jest wyobraźnia, którą techno pobudza.
Kiedyś naukowcy stwierdzili, że częste bywanie na imprezach technicznych może spowodować trwałe uszkodzenia w mózgu. Oczywiście - do techno trzeba mieć zdrowe podejście. Zwłaszcza jeśli potrafimy w czasie muzyki wpaść w trans. Jak wiemy trans jest pewnym stanem psychicznym, a raczej zejściem w głąb nas i jeden nieostrożny ruch DJ-a, może nam coś tam uszkodzić ;). Aczkolwiek nie jest to regułą. Jeśli nie będziemy brać używek ani tym podobnych rzeczy to sama muzyka nie jest w stanie niczego w mózgu uszkodzić. Trzeba jednak pamiętać, że w tych klimatach nic nie jest regułą.
Są to bardziej moje osobiste, filozoficzne przemyślenia, poparte jedynie tekstami zaczytanymi gdzieś w internecie czy innych miejscach. Nie prowadziłam żadnych badań naukowych, a jedynie krótkie obserwacje i wyciągnełam powyżej wypisane wnioski. Sądzę jednak, że bardzo się nie mylę przedstawiając świat muzyki techno w taki właśnie sposób.
npc
npc@plusnet.pl
|
Love Parade
|
800 tys. ludzi (o wiele mniej niż poprzednich wydaniach), 45 ciężarówek, 250 dj-ów i duuuuuża kasa.
Nigdy nie byłam na żadnej Paradzie (wiek mi nie pozwala). Ale słucham, czytam, oglądam... i zastanawiam się. Zastanawiam się ile to jeszcze potrwa. Rok? Dwa? Dziesięć? Bo ileż można oszukiwać samych siebie. Ile można zarabiać na ogólnej psychozie, narkotykach i głośnej, coraz gorszej muzyce.
Idea była wspaniała kiedy w 1989 roku Dr. Motte - zagorzały fan wschodzącego techno wpadł na pomysł zorganizowania wielkiej imprezki dla innych zakręconych na punkcie tej muzyki. Love Parade, czyli Parada Miłości, bo przecież wszyscy ludzie, wszyscy "techniczni" to wielka rodzina. Kochająca się rodzina. Historyczne wyjście w świat 1 lipca o godz. 18.00 nie było idealne. Jedna ciężarówka i zaledwie 150 osób. Ale przecież nie o to wtedy chodziło. Bo chodziło o to, żeby się dobrze bawić. Rok później frekwencja
wzrosła o 1233%, w Paradzie bowiem udział wzięło sześć ciężarówek i 2000 osób, hasłem przewodnim było "Future is Our". Z każdym rokiem było coraz lepiej.
Zjeżdżali się fani, twórcy i DJ-e z całego świata. Chodziło o zabawę przy znakomitej, undergroundowej (jeszcze wtedy) muzyce, poznanie miłych ludzi. Z każdym rokiem pomysły na różne dziwne stroje stawały się coraz ciekawsze, aż w końcu Parada stała się najsławniejszą, najludniejszą i najbardziej kolorową, światową imprezą. A później impreza stawała się jeszcze bardziej sławna z mniej ciekawego (choć przez niektórych jest on uważany za najciekawszy) powodu. Narkotyki. Obok informacji o sile nagłośnienia, ilości ciężarówek i ludzi pojawiała się też liczba o ilości zgonów przez przedawkowanie. Na wizerunek Love Parade padło nowe światło. Teraz była to nie tylko okazja do dobrej zabawy, ale też niezła "ćpalnia". Oprócz tego powoli wszystko
zaczęło się psuć. Coraz gorsza, bardzo komercyjna muzyka, coraz więcej ludzi, którzy przyjeżdżają na Paradę po to, żeby zarobić, zapić się czy powąchać czego się da. Gwałty, przedawkowania, bójki, a to wszystko w oprawie muzyki techno, kolorowych świateł, gwizdków i wystrojonych TIR-ów. Tak się bawi subkultura techniczna? Nie sądzę. Tak się bawią ludzie, którzy sami nie wiedzą, po co przyjeżdżają na Paradę. Patrząc na tę magiczną liczbę 800 tys... zastanawiam się jaki z tego procent, tworzyła ludność chcąca posłuchać dobrej muzyki. Jaki z tego procent NIE stanowiło pozerstwo? Nawet jeśli jakiś procent był... to drugi raz na Paradzie nie będzie. Ci, którzy przyjechali się naćpać, pobić kogoś, dać dupy na pewno stwierdzą, że Love Parade było świetną imprezką. Ci, którzy przyjechali tam, bo czują techno, bo je "wyznają" zapewne będą innego zdania. Oczywiście mogę się mylić, w końcu mnie tam nie było. Może w tym roku coś się zmieniło. Ale jak wytłumaczyć zmniejszającą się z roku na rok liczbę uczestników? Bo gdybym otrzymała od Parady to o czym marzę, wyciągnęłabym kasę z pod ziemi, żeby uczestniczyć w kolejnej edycji.
Druga sprawa to muzyka. Nie trzeba być na LP, żeby wiedzieć jaka była muzyka. Od tego są przecież kompilacje. Mam jedną płytkę z kompilacją z '97 roku. Jest znakomita. Kawałek za kawałkiem wciąga jeszcze bardziej. Mam też płytkę z kompilacją z 2000 roku. Niesamowite jak poziom upadł... a powinien się podnieść. Słuchając tej płytki głowię się z problemem o co tak naprawdę chodziło jej twórcom. Jakby plątali się między klasycznym techno a totalną komerchą. Nie twierdzę, że każda komercha jest zła, ale jest generalnie zła :).
W każdym razie teraz boję się kupić kompilację z 2001...
Ubolewam więc nad tym... że Love Parade schodzi coraz niżej... i modlę się, żeby zaczęło wychodzić wyżej.
npc
npc@plusnet.pl
|
Klan - "Mrowisko" i "Po co mi ten
raj"
|
Zapewne niewielu z was -
czytelników TrackNewsa - zna grupę Klan, jednak
warto o niej wspomnieć. Dlaczego? Ponieważ to jest pierwsza polska grupa
rockowa, która w czasach dominacji Czerwonych Gitar
i tego typu słodkich zespołów grała ambitną i nowatorską muzykę rockową.
Klan
powstał w 1969 roku z inicjatywy Marka Ałaszewskiego
- gitarzysty, wokalisty i autora wielu utworów tej grupy. Reszta załogi to Maciej
Głuszkiewicz - organy, Roman Pawelski - bas
i Andrzej Poniatowski - perkusja. Ich pierwsze
nagrania, to 4 piosenki nagrane dla III Programu Polskiego
Radia, wydane na EPce "Klan" - Gdzie jest człowiek,
Z brzytwą na
poziomki, Nie sadźcie rajskich jabłoni i Automaty. W tym samym roku
wystąpili między innymi na festiwalach - w Opolu i Jazz nad Odrą. W 1970r.
grupa nagrała muzykę do scenicznego przedstawienia - "Mrowisko",
które zostało wystawione także na festiwalu w Opolu.
"Mrowisko"
zostało wydane na winylu dwa razy - w 1970 i 1987 roku, a w latach 90-tych także
na CD (jednak jest to raczej perełka dla kolekcjonerów). W reedycji na CD oprócz
pełnego, 40-minutowego "Mrowiska" zamieszczono również poprzednie 4 utwory nagrane dla Trójki. I to właśnie w
Trójce można czasem usłyszeć któryś z tych utworów. Warto dodać, że okładka
została namalowana przez Ałaszewskiego, który
jest także z zamiłowania malarzem i w pewnym okresie swojego życia odnosił w
tym sukcesy.
Co o samej muzyce? Jest
niebanalna, pełna artyzmu i poetyckich tekstów. Samo "Mrowisko"
jest mieszanką raz bardziej dynamicznych kompozycji, a raz znów nastrojowych,
balladowych fragmentów. Nie ma tutaj przerw między utworami - wszystkie
piosenki składają się
w jedną całość. Prawdę mówiąc w czasie słuchania można zorientować się,
że jest to pewnego rodzaju podkład do musicalu. I chociaż samego
przedstawienia nie mogłem widzieć (z racji wieku), to wydaje mi się, że
idealnie byłby się nadawał do takiego przedsięwzięcia. Reszta utworów,
czyli single, prezentują się także znakomicie. Głębokie, a także nieco
zabawne (jak w przypadku utworu "Z brzytwą na poziomki")
teksty oraz muzyka, która wzbudza emocje. Jednak tylko "Gdzie jest człowiek"
jest typową balladą - reszta utworów to pewnego rodzaju awangardowy
rock'n'roll, chociaż w tym przypadku niemożliwa jest klasyfikacja. W płycie
tej można się zakochać, a kto ją usłyszał i lubi tego typu muzykę, z
pewnością zaliczy ją do najlepszych płyt w historii polskiej muzyki
rozrywkowej.
Spis utworów:
1. Sen
2. Kuszenie
3. Nerwy miast
4. Senne wędrówki
5. Taniec wariatki
6. Taniec czterech
7. Na przekór
8. Nasze myśli
9. Mrowisko
10. Pejzaż z pustych ram
11. Taniec głodnego
12. Epidemia euforii
13. Sen
Klan
niestety rozpadł się w 1971 roku. Jeszcze później próbowano reaktywować
zespół dwa razy (już z nowym składem), za drugim razem (w 1972 roku) zespół
nazywał się Super Klan i grał muzykę bardziej
jazzową. Jednak zespół znowu się rozpadł. Trzeba było czekać aż 20 lat,
żeby Klan spowrotem powrócił do życia. W 1992
roku Ałaszewski i spółka nagrali drugą i
ostatnią jak na razie płytę "Po co mi ten raj". Jak można
się domyślić, zespół ponownie się rozpadł i teraz nie wiadomo, co się z
nimi dzieje.
"Po co mi ten raj"
jest płytą inną niż poprzednia, chociaż łączy je ta sama głębia i
poezja, która płynie z każdej piosenki. Wspaniały głos Marka (według mnie
jest to najlepszy polski głos męski), który potrafi zmieniać barwę w zależności
od sytuacji, nadaje kompozycjom odpowiedniego klimatu. W przeciwieństwie do "Mrowiska"
jest tutaj znacznie więcej ballad, a także 4 utwory śpiewane po angielsku.
Jak na rok 1992 jest to także dosyć nowatorska płyta, o niepowtarzalnym stylu
grania i śpiewu, bardzo charakterystycznym, chociaż zupełnie innym od
poprzedniej płyty. Wszystkie utwory mają wiele uroku, jednak nie jest już ona
tak magiczna, jak "Mrowisko". Niestety, zdobycie tego krążka
graniczy z cudem. Dlatego też polecam serwis aukcyjny Allegro,
w którym kilkakrotnie widziałem tę płytę (vinyl).
Spis utworów:
1. I'm Waiting (2:52)
2. Po co mi ten raj (5:39)
3. Should Be (4:02)
4. Początek Czasu (3:32)
5. Tell Me (3:27)
6. Iluminacja (3:29)
7. Drewniane Ptaki (4:22)
8. Dance Boogie (4:02)
9. Faja (3:53)
10. Ćma (5:35)
11. Dwa skrzydła (4:14)
Kamil
'EChO' Błażejczak
|
MUSIC FORMAT CRACKER v0.4 -
Biblioteka formatów muzycznych
|
MUSIC FORNAT CRACKER, to nazwa
dość nowego i wykonanego po staremu w dosie programu. Każdy kto go zobaczy,
stwierdzi że został wykonany w naprawde lamerski sposób, ale tu nie o to
chodzi, poza tym na razie ukazała się wersja 0.4 beta i nie ma czego od niej
wymagać. Ale co to za program? Otóż ten oto malutki programik (jakieś 10 kB)
jest biblioteką formatów muzycznych. Napisze o nim coś od siebie, bo
(UWAGA!), ja go napisałem. Tak, to ja jestem tym lamerem =0). Siedze co nie co
w rippowaniu, czyli wyciąganiu muzy ze starych, ale jarych Amigowkich gierek. W
takiej robocie, przydatna jest pewna wiedza na temat formatów muzycznych.
Denerwowało mnie ciągłe szukanie informacji na temat jakiegoś formatu, i
postanowiłem napisać właśnie taką biblioteke. Zawiera ona rozszerzenia
formatów muzycznych i wymienione programy, które się nimi posługują. Wersje
0.4, możecie zciągnąć ze strony http://triblezonemusic.prv.pl lub http://djwilder.prv.pl
Teraz mała proźba do was. Trwają prace nad wersją 0.5, nad którymi pomagają
mi wszyscy z klubu scenowego TRIBAL ZONE, jednak jest ich niewiele, bo tylko
ponad 20. Chciałbym prosić was o pomoc w zrealizowaniu o wiele większej
biblioteki niż w wersji 0.4! Chodzi o to, że jęśli znacie jakieś inne
formaty których nie ma w wersji obecnej (obojętne jakiego komputera formaty
muzyczne, Atari, Amiga, Pc czy jakie tam jeszcze), przyślijcie mi info na ten
temat, a napewno zostaniecie umieszczeni w creditsach tego programu, co oznacza
także zamieszczenie was w dalszych częściach programu. Please, nie przysyłajcie
tylko pierduł (informacji o formatach, które naprawde nie istniały), bo i tak
w miare możliwości, będziemy się starali potwierdzać wasze informacje. Kto
chce się przycztnić do powstawania biblioteki, lub pomóc w jaki kolwiek sposób,
proszony jest o kontakt.
Dziękuje za uwage i
pozdrawiam!
DJ Wilder
triblezonemusic@poczta.fm
|
|